3 września 2025

Wstaje d z i e ń

O spokojnym poranku w sercu dzikiego lasu

Nikt nie spodziewał się takiego hałasu

Tu świergoty trele i inne gardłowanie

Budzi dzień a leśne życie na powitanie

Zachwyca ciekawskiego intruza

Tu jakiś stwór skrzydlaty dziarsko śmiga

Ledwo gałązek dotyka drzewo ciężar dźwiga

Nie tylko śmiałka ale i swój własny

Dla jego konarów świat wydaje się za ciasny

Tak szeroko rozłożone więc miejsca użyczają

Mieszkańcom skrzydlatym co wśród liści się czają

Lekki wiaterek nagle spokój zakłócił

Rytm dnia do góry nogami wywrócił

Bo rwetes się jakiś uczynił nad głową intruza 

Poszły pióra liście a nawet ogon łobuza

Który protest rozpoczął w ton uderzając wysoki

Zmieniając miłą miejscówkę w niemiłe rynsztoki

Intruz z ciekawości zadarł do góry głowę

Nasłuchuje czy bęcwał znowu rozpocznie mowę

Zmuszając ptactwo wszelkie do słuchania.


Słonko się z tego wszystkiego nawet zatrzymało

Ciepłymi promykami krzykacza poczęstowało

Aż ten z wrażenie przycichł nieco

Może tymczasem i inni sąsiedzi się zlecą

Na przymusową poranną biesiadę

Oglądać z niechęcią imć krzykacza bufonadę

Intruz już chciał pójść dalej zrezygnowany

Domyślił się jednak że występ był udawany

Bo łobuz na siebie chciał zwrócić uwagę

Chcąc tym samym w komunie zdobyć przewagę

Nie udało się bo tyle innego działo się w lesie

Z każdej strony kolejną nowinę echo niesie

Tu trzeba piórka piskląt i gniazdko oczyścić

Potem trzeba podumać co na obiad wymyślić

Trzeba słonko i las pozdrowić

Pozwolić się dzieciom na polance pobawić

Tyle zajęć a ten łobuz wrzeszczy od rana

Czy wreszcie ktoś uciszy tego barana.

Taki piękny poranek las radością ocieka

A ten zawziął się i wciąż szczeka i szczeka. 


Jakże zdziwić się każdy może że o tej porze

W leśnej krainie ptactwo jak w książęcym dworze

Wśród hałasu feerii dźwięków tak jest zorganizowane

Niczym orkiestra co nuty przetwarza na dane

Dyrygenta nie mając a gra jak żadna inna

Dając słuchaczowi koncert wielogodzinny

W czasie którego tony zmieniają się błyskawicznie

Powtarzając rytm ptasiej pieśni cyklicznie

Zasłuchany gość chciwie łowi uchem te cuda

Próbuje naśladować ptactwo myśli że się uda

Ale nie choćby się i sto lat natężał

Oryginał zawsze kopię zwycięża.

Las rozbudzony tym trelem stukotem i szumem

Ledwo panował nad zgromadzonym tłumem

Śpiewaków i grajków i gości z gniazd pobliskich

I innych leśnych zwierząt odrobinę wścibskich

Wszyscy ciekawi co wyniknie z tej ptasiej kanonady

Niepowtarzalnej dla ucha człowieka parady. 

Słońce już wysoko dzień już wstał swoim zwyczajem

Żal odchodzić jakże żal żegnać się z tym leśnym rajem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz