30 kwietnia 2024

I n c y d e n t

Pewien Pan pewnej Pani

Pewnego dnia w parku

Publicznie arię zaśpiewał

Zachwycona publika brawo biła

Pan dalej śpiewał i śpiewał

Aż biedny z wysiłku omdlewał.


Łaskawa Pani wodę Panu podała

Zgrabną rączką do ust podsuwała

Z wdzięczności za dedykację

W hołdzie dla jej urody i sylwetki

Sama zmięszaną wielce była

Czasem tak mają brunetki.


Pan elegancko podziękował

Zgiął się w ukłonie przed Panią

Melonikiem machnął parę razy

Mrucząc grzecznościową frazę

I rzecz zakończył całusem w dłoń

Pani aż skryła spłonioną skroń.


Parę słów wystarczyło i uśmiech

By oboje państwo nieco wzruszeni

Udali się nieopodal do oranżerii

Na herbatę i konfiturę słodką

Gdzie mogli zabawić się rozmową

Która przebiegała jakże gładko.


Czas mijał Państwo sobą zajęci

Wyglądali razem tak pięknie

Jak z żurnala mody wyjęci

Zwracali na siebie innych uwagę

Nie zauważając wcale jaką wrzawę

Spowodowali i chwilową sławę.


Wstali z chęcią na krótki spacer

Osłonecznioną aleją róż

Pani przodem Pan za nią tuż

Podtrzymywał zręcznie za ramię

To akurat wypadało damie

Wszak tak spacerują Panowie i Panie.


Przechadzali się oboje dalej

Pani się uśmiechała słuchając

A Pan dalej śpiewał dla niej

Lecz dyskretniej co urocze było

I nikogo z obecnych już nie dziwiło

Że tak piękny obrazek jest ulotną dla widza chwilą. 

26 kwietnia 2024

Żartobliwa ballada o poranku

Ani wieczorem, a nawet rankiem wczesnym 

Wcale Go już nie widuję,

A czas ucieka, między palcami się pruje,

Ja cierpliwie wciąż Go oczekuję.


Tymczasem do Niego interesantów sznurek

Stoi pod wielkimi domu drzwiami,

Ja za Niego od nich biorę burę,

A On za ścianą flirtuje z trzpiotkami.


Po śniadaniu dzieci do szkół odprawiam,

Interesantów rozmową zabawiam,

Radio za ścianą za głośno gra,

Moje nerwy pękają w szwach.


A On, On dalej trzpiotkami zajęty,

Muzyka rozrywa świat na strzępy,

Interesanci u progu stoją

W wołaniu męża dwoją się i troją.


To nie poranek, to jakieś igrzyska,

Ś‌wiat do mnie krzyczy na różne sposoby,

Za oknem ciemnieją chmurzyska,

A mnie kompletnie odjęło mowy.


Interesanci już sobie dawno poszli

Wzburzeni na pana Męża.

Dość tego postanawiam wzniośle

I do rąk biorę postanowień oręża.


Idę, pukam do drzwi pokoju, 

A tam cisza jak zasiał makiem,

Nikogo, ani Jego ani żadnej dziewoi,

Tylko kot na fotelu zwany Cudakiem.


Ani wieczorem, ani nawet rankiem wczesnym

Gdzie podział się Mąż a nawet dzieci?

Czy to działa moja wyobraźnia bezkresna

O Rodzinie? Niech mnie ktoś wreszcie oświeci! 

24 kwietnia 2024

D z i e ń

W dzień wypełniony słońcem

Młode pszczoły krążą nad łąkowym kwieciem

Turysta wędruje górskim szlakiem

Dzieci bawią się na podwórku


Wróble ćwierkają na gałęziach

Gospodyni czerpie wiadrem wodę ze studni

W dzień wypełniony słońcem

Kobiety spacerują pod parasolkami


Bezdomny siedzi w swoim kartonie

Ulice tętnią gwarem ludzkim

Nieopodal zaułka stoi koń

Przechodzień obserwuje słońce


Aż po horyzont czyste niebo

Pan z Panią śmieją się do siebie

W dzień wypełniony słońcem

Zegar leniwie odmierza czas


Dopóki słońce świeci z góry

Dopóki wróbel ćwierka na rynnie

Dopóki dzieci są wesołe

Nikt nie myśli o końcu dnia


Tylko bezdomny mruczy coś pod nosem

Mruczy bo nie ma innego zajęcia

Powiada przewiązując sznurówki butów:

Dzień skończy się tak samo jak wczoraj. 

19 kwietnia 2024

O d d a n i e

Powierzam Tobie mnie całą

Zerwij mnie jak zrywasz liście

Może do tego przywyknę

I może Ciebie przeniknę?


Może się z Tobą oswoję

I ogarnę zachłannie całego

I powiem Ci coś miłego

Kochanie moje.


Obsyp mnie róż pąkami

Obdaruj pięknymi słowami

Oddałam Ci się cała

Nie jestem już taka nieśmiała.


Przywyknąć tylko nie umiem

Wybacz ogarnę się i zrozumiem

Że to co mi powierzysz

Na wieki do mnie należy.


Zapewniam, już się nie boję

Kochanie moje! 

15 kwietnia 2024

W i e k

Ile masz lat Kochana koleżanka pyta

Ciekawość myślę może zwykła niewiedza

Zdradziłam przecież liczba nie jest skryta

Jednak w kompleksy wpędza.


Wiek to liczba tylko w głowie siedzi

Za bardzo się nią nie przejmuję

Znajoma o swej liczbie niewyraźnie coś cedzi

Pytana o wiek parę lat sobie odejmuje.


Wszystko zależy kto i jak na nas patrzy

Czy widzi nas młodszą czy starszą nieistotne

Na samą myśl jedna z drugą aż drży

A przecież wiek to pojęcie tak ulotne.


Nie ma potrzeby wieku ukrywać

Ważne jak się dzisiaj czuję

Szkoda czasu się męczyć i tak starać

Niepotrzebnie płeć nasza z wiekiem się biczuje.


Dla jednego brzydula dla innego cud świata

Każdy swoje ma kryterium postrzegania

Nie kłamie tylko urodzenia data

Niczego już nie musi i do udawania nie nakłania.


Na upływ czasu wpływu nie mamy

Wygląd stary czy młody co to za różnica

Bądź młoda Duchem nie patrz na zmiany

Mrzonka o młodości czyniona po próżnicy. 

8 kwietnia 2024

W i e c z ó r

Cisza, zdaje się tą chwilą tajemną i ponurą

Jak przed burzą, gdy niebo zakrywa się chmurą

Ciemną i ciężką dając znak światu,

Że oto nadchodzi groza niespotykanego formatu.

Wydaje się, że zaraz z nieba jasny grom świśnie

I że tuż za nim jedna z błyskawic błyśnie,

Ale nie, zajaśniało coś w dali na horyzoncie,

Potem drugi raz i trzeci, tuż przy lasu froncie

I rozbłysło się po niebie barwą złotych promieni

Cudownych, ludzie stali i patrzyli zadziwieni

Widokiem, zasiedli w miejscach wyłożonych murawą

Urzeczeni siłą Natury, jej zaskakującą postawą.


Cisza, zdaje się, że całe niebo zaczyna się zniżać

Do ziemi, a czarowna chwila zaczyna się wydłużać,

Aż jedno i drugie skryło się za zasłoną ciemną

Jak para kochanków, rozpoczynająca grę tajemną.

Nagle do uszu słuchacza dochodzą dziwne szmery i dźwięki,

Jakieś dalekie i bliskie odgłosy, nieznane jęki i kwęki.

Ucho ludzkie zaczyna rozróżniać tysiąc leśnych gwarów,

Lot owadów, chrzęst gałązek, a nawet bzyczenie komarów.

Szum liści, musze szmery, a nieopodal kwietnej łąki

Wzięły się ostro za łby dwa czarne tłuste bąki.

Wieczorny koncert w parku ogłoszono jako rozpoczęty,

W taki oto sposób jego mieszkańcy stroją swoje instrumenty.


Mrok coraz bardziej swą czernią spowijał okolicę,

Latarnie zaczęły blado oświetlać przyparkowe ulice,

Zazdrosny księżyc swoją srebrną latarnię zapalił

I wypłynął zza drzew i ziemię swą poświatą ogarnął.

Tak oto niebo z ziemią objąwszy się w ramiona

Trwają w uścisku blaskiem księżyca posrebrzone.

A tuż za nim jedna gwiazda, potem jeszcze druga

Mignęła, a za nimi już i milion gwiazd na niebie mruga.

Nadano im imiona, przyznano wielkie znaczenia

By wędrowiec uniknął na ziemi i na morzu błądzenia.

Bo znając na pamięć imię każdej gwiazdy

Mógł wskazywać palcem cel podróży i drogę ich jazdy. 


Nagle kolejna rozbłysła niczym kometa wielka

Zaczęła sunąć po niebie jak po szybie deszczu kropelka.

Zaczepiała inne tworząc z nich jakby klucz ptaków

I leciały nie bacząc, że tworzą nową linię szlaków.

Widok niespotykany, w niejedną historię się wpisywał,

Ten wie, kto często nocami w parku przebywał.

Tymczasem wieczór w głęboką noc się zmienił

Chłód swą ostrością siedzących jak batem zdzielił.

Wiatr wzmagał się, napędzał ciężkie od deszczu chmury

Każdy z mieszkańców parku chował się jak mysz do dziury.

Skończył się ciepły wieczór, nawet gwiazdy znikły z nieba

Pod ciężarem kropli zaczęła wilgotnieć gleba.


Cisza nocna tajemnie i ponuro opanowała świat cały

Zgasły gwiazdy i latarnie, tylko liście drzew drżały

Gdzieniegdzie, chłodnym letnim wiatrem poruszane

Leniwie szumiąc jakby na coś nadąsane.

Wraz z wiatrem kolejna chmura nadpływa wilgotna

Zapowiadając, że noc będzie dzisiaj chłodna i słotna.

Lecz po każdej burzy słońce wschodzi niezmiennie

I zaczyna dzień kolejny jak zawsze promiennie.

A po dniu gorącym wieczór znowu otuli świat chłodem

I znowu Natura obdarzy nas ciekawych zdarzeń korowodem.

Był i gwar wieczorny i chwila ciszy, taka, aż powietrze stało

Spięte i dziwnie milczące, jakby na coś nowego czekało. 

29 marca 2024

Ś W I Ę T A WIELKANOCNE



               DZIELĄC SIĘ JAJECZKIEM 

             PRZY ŚWIĄTECZNYM STOLE              ZASTANÓWMY SIĘ KOCHANI 

                       PRZEZ CHWILĘ: 

           CO JEST NAJWAŻNIEJSZE NA  TYM ŚWIECIE? 

       ŻYCZĘ WAM I WASZYM RODZINOM: 

MIŁOŚCI – ALE DO BLIŹNIEGO 

    WIARY – ALE BEZGRANICZNEJ 

    SERCA – OTWARTEGO I NASTROJU...                           DUCHEM ŚWIĄT PEŁNEGO. 


WSZYSTKIEGO DOBREGO KOCHANI! 

21 marca 2024

Interview

On do niej woła ona go unika

Zaklina zapewnia słowo się wymyka

Chce z nią uczucia swe wiecznie podzielać

Chce, swoją duszę w jej duszę przelać.


Słów nie potrzeba uczucia rozdrabniają

Bywa że czasem drugą stronę zniechęcają

Bywa że nim jej serce swą treścią dościgną

Wietrzeją, w pół zdania jak lawa stygną.


On woła że kocha ona smutna i gniewna

On mówi wyraża miłość melodią śpiewną

Leci jak w letargu nie widząc sposobu

By dotrzeć do niej, czuje nie uniknie grobu.


Zmęczył usta i język bez potrzeby używał

Czy na pewno chciała by u niej bywał?

Czy dobrze robił kochając dni i lata

Zapewniając, że będzie tak do końca świata?


Ona nieczuła jak zaklęta w głaz Niobe

Chce mnie poddać kolejnej probie

A on rozmawiać chciał z nią serca biciem

Otwarcie, a nie tylko wzdychać skrycie.


Chętnie złączyłby usta swe z jej ustami

O miłości zapewniał pomiędzy całowaniami

Chętnie los swój złączyłby z jej losem

Och.. jego słowa nie są czczym patosem.


Ona zwiesza głowę i w dal długo patrzy

Dla niej to niepotrzebny teatrzyk

Kocha innego tak wyznać to trudno 

Bo, nie chce w jego oczach wyjść na obłudną.


A może zdoła obydwu pokochać

Serce ma pojemne zatem po co szlochać

Mówi mu co myśli ten z radości klęka

Mój Boże... skończyła się męka! 

19 marca 2024

B u r z a

Noc ciemna deszczem zwilżona

Niebo błyska strzałami błyskawic

Dusza człowieka grzechami obciążona

Płacze, całe jego życie na nic.


Związany powrozami sumienia

Chyli czoło przed dziwem natury

Ciało nie ucieka od drżenia

Statek pęka aż lecą wióry.


W oddali świat śpiewa dźwiękami

Wciskają się w każdą szczelinę

Drewno trzeszczy swoimi jękami

Wiatr w trzewiach natury wyje.


Wtem człek unosi głowę

Oczami ratunku szuka

Deszcz topi dobytku połowę

Coś w szybę okna stuka.


Świat od burzy śpiewu oszalał

Wciągnął się w ten cały zamęt

Blady księżyc na to pozwala

I nie zważa na ludzki lament.


Wtem ucho łowi ton nieznany

Człek skupia się i się nie myli

To głos kobiety z gromem zmieszany

Śpiewa pieśń tym co jeszcze żyli.


Pieśń o miłości niesie się echem

Treścią wśród gromów uwodzi

Chór innych zanosi się śmiechem

Zlewa się z grozą powodzi.


Syrena śpiewa wiatr pod oknem wyje

Człowiek zatraca się w rytmach

Żono kochana czy ja przeżyję

Czy w domu naszym stanę drzwiach?


Syrena śpiewa a Odys się łudzi

Ostatkiem sił znosi kuszenie

Tyle się w życiu natrudził

Zagubił rodzinne korzenie.


Nie słucha ni głosu ni burzy

W rytm pieśni kipielą popłynie

W ramionach żony się znów zanurzy

Na nowo miłości odkryje świątynię. 

18 marca 2024

Nie pytaj

Nie pytaj bo ci nie odpowiem

Nie teraz ani za chwilę

Może nawet jutro

Albo pojutrze.


Pójdę do parku i tam rozpowiem

Ptakom drzewom i tyle

Wynucę to zgrabną nutką

I porzucę na wietrze.


Nie pytaj bo i tak się dowiesz

Że kocham cię jak wariatka

Może nawet jak poetka

Której czasem słów brakuje.


Nie pytam a ty nie odpowiesz

Na nie zadane pytanie

Nie pytam bo wiem

Co czujesz.


Dzień taki dzisiaj piękny

Pachnie wiosną

Zaproś mnie na spacer

A tam może ci powiem.


Zobaczę twój wzrok tęskny

Poczujemy swoją bliskość

Weźmiemy się za ręce

Jak dzieci i bez pytań

 

Znowu wejdziemy w szczęście. 

15 marca 2024

P a p u s z a

Drobna i delikatna

Jak mgiełka

Błądząc gdzieś myślami

Przekraczała horyzonty świata

Jej uśmiech tajemniczy

Był obietnicą czegoś.


Zawsze nieobecna

Ze wzrokiem utkwionym

Tam

Gdzie sięgała wyobraźnią

Słowem

Którym czarowała świat.


Piękna laleczka

Z upiętymi warkoczami

Wokół głowy

Złote kolczyki

Na szyi czerwone korale

Romska piękność.


Czarno - biała fotografia

Nie oddaje urody

Cudownym śpiewnym głosem

Recytuje swoje wiersze

Ona ponadczasowa

Żyjąca w swoim świecie. 


Poetka dla której świat

Był muzyką

Do której układała słowa

Niedoceniana przez swoich

Pokochana przez poetów

Wyrosła na gwiazdę.


Gdy zabrakło nieba nad głową

Im bardziej pragnęła wolności

Z bólu serca

I z czystej tęsknoty

Tworzyła coraz lepsze wiersze

Z czasem wena wygasa.


Odeszła cygańska poetka

Ale zostawiła światu 

Trwały piękny ślad po sobie

To było Jej marzenie

Marzenie samouka

Dziękuję Papuszo.


Dziękuję... 

7 marca 2024

Ż y c z e n i e mężczyzny

Kobiety mojego życia muszą być różnorakie

Bo muszę mieć wybór, więc takie, siakie i owakie.

Najlepiej, by na moje życzenie zmieniały się

Raz miały oczy takie, a do nich fryzury wszelakie.

Takie, by wszystko grało, a gdy kiwnę palcem

W mig mają mnie pocieszać, gdy jestem nie w humorze,

Bo przecież tak ciężko na nie w pracy orzę.

Mają mieć piękne buzie, niepowtarzalnej urody i

Piękne sylwetki, a na nich stroje zgodne z kanonem mody.

Niech mi dzieci rodzą, wszak przedłużają życie

I niech jak pierwsza lepsza będą, spełniając moje każde

Życzenia, żony, narzeczone i kochanki, które skrycie

Jedną przed drugą kocham, a one naiwne mają wierzyć.

Są słabe, nie szkodzi, uniosą jak trzeba ciężar moich wymagań,

Bo od tego są i ważne, żeby były wciąż młode

I umiały tak samo z wdziękiem trzymać i młotek 

I kieliszek najlepszego wina, a jak mają słabą głowę

Też nie szkodzi, ja o wszystko zadbam, taki ze mnie drań.

Mają być mi wierne i moje, jak długo mi się to podoba

Wszak każda kobieta, to prawdziwego mężczyzny ozdoba.

Na dobre i na złe, zmęczone czy nie, po to je brałem.

Już idziesz? 

                     Nie uciekaj! 

                                            Zostańńń...

                                                                   ... ja tylko żartowałem... 

28 lutego 2024

W i e l k a

Uformowała Ją wojna

w którą została uwikłana

w to doświadczenie strojna

odkrywając paradoks życia

pisała historie rymami składane.


Ucząc się świata na nowo

wiedzę jak łup potraktowała

próbowała gotować recepty zdrowe

z wątków cierpienia i pragnienia

z bólem swój ból wyrażała.


Jej twórczość dojrzałością uderza

intelekt kopie życia kruszył

niepokój w jednym kierunku zmierzał

z humorem zapewniając dystans

i budując z nich pewną arkę przymierza.


Myślicielką była nad ludzką naturą

demaskatorką grozy i bezsensu

całe zło instynktownie pod skórą

czuła przykrywając je chmurą

mądrych wartości żartu.


Poezja w prozie czy wiersz felieton

stały się Jej w filozofii dyskursem 

te wersy nie każdy mógł ogarnąć beton

musiał pomyśleć by potem z trudem

odgadnąć co autorka miała na myśli.


Trzeba namysłu by Jej rymy zrozumieć

ograniczenia swe szlifować by przeżyć

by słów każde rymy mogły słodko szumieć

i odgłosy wszechświata móc zmierzyć

tak by wszystko i całość nie okazały się przypadkiem.


Wyobraźnia Jej jest warunkowa

lecz boleśnie łączy się z prawdziwą wizją

rzeczywistości przed którą się chowa

byt mierzący się z życiem

uprzedzony że cud  życia nie jest hipokryzją.


Poetka to Wielka Dama wśród poetów

błahość i ważność traktująca na równi

z uwagą mimo że sporo tam sekretów

że mało czasu na ogarnięcie mamy

głębokiej życia studni.  

22 lutego 2024

O Niej i o Nim

 Wiosna? Gdy patrzysz, masz wrażenie, że to cud jaki

Który zwiastują pączki drzew, kwiatów i radosne ptaki.

Bocian upatrzył sobie za nowy dom wierzchołek sosny

I skrzydłami daje znak światu rychłe przyjście wiosny.

Inne dzikie ptactwo dumnie unosi się ponad lasem

Obwieszcza swój powrót po zimie ogromnym hałasem.

W znanym nam parku jak na wiosny urodę przystało

Onego tygodnia dwoje nieznajomych się spotkało

Przypadkiem, spacerując, delektując się porą roku

Spotkali się i nie mogli od siebie oderwać wzroku.

On i Ona w jednej chwili poczuli w sercach to samo,

Miłość, z dawna przez Naturę człowiekowi przyznawaną.


Stali tak bez ruchu, nad nimi niebo błękitem obciągnięte

Czyste jak morze, lecz tu i ówdzie chmurkami wygięte.

Tu wiatr poruszał listkami, tam nieśmiało ptaszek zaśpiewał

Oni stali zaczarowani, a nad Nimi afekt w jedno się zlewał.

Ona sytuacją zdumiona coraz bardziej się rumieni,

On tam pod drzewem, wygląda jakby był igraszką cieni.

Nieśmiałość górę jednak nad dobrym chowaniem wzięła

Poszli w swoją stronę, nawet Natura za Nimi się nie ujęła.

Minęło dni kilka, wiosna z domów każdego wyganiała

Niebo, słońce, pachnące powietrze, aura jakże wspaniała.

Park czekał, a w nim śliczne ławeczki i miejsca urocze  

Tu rodzina się przechadza, tam zakochana panna chichocze. 


Wtem, gdy wysoko stojące słońce samo południe obwieściło

I sunąc po niebie na chwilkę za białą chmurką się skryło

Ona w końcu alejki w całej swej krasie światu się pokazała 

Krocząc dumnie, piękna i powabna, tajemnicza i jakże śmiała.

Swą postacią kusi wzrok niejednego patrzącego, zjawiskiem

Jest w parku, na tle kwiatów mieni się niezwykłym blaskiem,

Wręcz wrodzonym, którego samo słońce gorąco jej zazdrości, 

Ustępuje pola kobiecej urodzie, złotą poświatą dodając wartości.

Panna szła alejką, wśród róż, jak one prosta, piękna i dostojna

Pokazując światu, jak wobec Niej sama Natura jest hojna.

Wodziła wzrokiem leniwie, jakby się czegoś spodziewała,

Jakby nadzieję miała, na samą myśl wewnętrznie drżała cała.


I stało się, z końca alejki wśród krzewów ruch nieśmiały dostrzegła

To On, idzie ku Niej, kilka kroków, uśmiechem ku Niemu wybiegła.

Wzrokiem się jeszcze spotkali, ich twarze wymalowało wzruszenie

Tak byli Oboje spięci, jakby mieli oddać ostatnie życia tchnienie.

Stanęli w pół kroku w siebie zapatrzeni, zapomnieli o całym świecie

Czas stanął, byli On i Ona, co się dalej stało, czy odgadniecie?

Mijały dni i tygodnie, piękna wiosna w piękne lato się przemieniła

Między naszymi znajomymi miłość w ich sercach na stałe zagościła.

Niezwykła, trudno taką opisać, brakuje słów odpowiednio niezwykłych

By w niezwykły sposób uwiecznić najpiękniejsze uczucie, jedno z tych

Które nie tylko nie daje zapomnieć, ale na zawsze to coś w nich utrwala 

I z każdym nowym przypływem umacnia, niczym morska fala.


Widać było, że tych dwoje młodych, coś nie z tej ziemi łączy,

Że wraz z zachodem słońca, sprawa między nimi się nie skończy.

Na kolejnym spotkaniu ujął Jej dłoń i mocno do ust przycisnął

Usłużył ramieniem i poprowadził ku ławeczce stojącej blisko.

Usiedli, ona jeszcze trochę się waha, lecz śle uśmiech grzecznie

Jakby przyzwolenie, z każdą chwilą czując się przy Nim bezpiecznie.

O czym ze sobą mówili, patrząc na Nich, łatwo zgadnąć było

Rzeczy to były ważne, zajmujące, słońce za horyzont się już kryło

A Oni dalej prowadzili rozmowę, nieświadomi upływającego czasu,

Szczęśliwi z tak nagle przytrafiającego się Im ambarasu.

Bez skrępowania żadnego poznawali swe najskrytsze tajemnice

I bez skrępowania składali sobie wzajem słodkie obietnice.


Wieczór, chłód powiewem wiatru wyprosił z parku tłum gwarny

Zostali sami, w wieczornej księżyca poświacie stanowili tło barwne.

Wstali, Ona wzniosła głowę i popatrzyła mu w oczy nieśmiało,

On wykonał ruch delikatny, zgadniecie co potem się działo?

Wyszli z parku, przytuleni, zakochani, nieobecni dla świata

To się śmiejąc, to szepcząc do ucha, jak to los dziwnie splata

Ludzkie ścieżki. Coś o tym wiem i powiem wam szczerze

Że miłość tych dwojga rozkwitnie jak kwiat, ja w to wierzę.

Od początku bowiem, coś mi w głowie radośnie szeptało,

Że z tym Dwojgiem Pięknych Istot stało się tak, jak się stać miało.

Miłość nie jest tylko zwykłym przypadkiem, na to nie trzeba dowodu

Wystarczy wyjść na spacer do parku, czy do innego pięknego ogrodu.


Jeżeli masz spotkać miłość, to ją prędzej czy później spotkasz,

Nieważne miejsce i czas, pytanie, czy temu wyzwaniu sprostasz? 


Post Scriptum:

Wieczór był piękny, ciepły, niebo po gwiazdorsku ustrojone

Świeciło z góry na Młodą Parę jakby srebrem było zbrojone.

Tłum gości zaproszonych gromadził się w pięknej sali

Gdzie rodzice młodych z uśmiechem i kielichem wina ich witali.

Pan Młody ze swego szczęścia publicznie się cieszył

I ku swej wybrance ochoczo i widocznym uczuciem w oczach spieszył.

Ona oddawała mu to samo z nie skrywaną radością

Pewna, że na wieki zostanie jedyną Jego namiętnością.

Za pomyślność Ich planów wypiłam niejeden kieliszek szampana,

Życząc, by droga Ich życia szczęściem i miłością była wysadzana.

19 lutego 2024

Do Niego

W parku, opartego o drzewo jego zobaczyłam

Aż westchnęłam, nie wiem na co liczyłam.

Takie nagłe lecz miłe to było widowisko

Drzewo, w jego cieniu on, czy to uroczysko?

Udawałam, że nie widzę, jak tam stoi i duma

Ciekawam była jaka jego myśli suma

Na mnie kieruje uwagę, niech by się choć skłonił

Dał znak że widzi, lecz nie, on myślami gonił

Gdzieś tam, a jam nie władna ich przy sobie zatrzymać

Została mi jeno zabawa, jego imię odgadywać.

W pewnej chwili zdało mi się, jego wzrok ognisty

Padł na mnie, taki przytomny, taki rzeczywisty.


I co to, prąd jakby przeszył me ciało tysiącem sztyletów

Poczułam nagle muzykę, jakby grało tysiąc fletów.

Była mi przeznaczona, leciała ku mnie, jak do zwierciadła

Przeszyła serce i u mych stóp delikatnie upadła.

Świat zapłonął, a on zmrużył oczy, ręką je przysłonił

I wydawało mi się, że patrząc na mnie lekko się ukłonił.

Co robić, to nieznajomy, lecz serce bije szybko i boleśnie

Z jego powodu czuję się i lekko i jakbym była we śnie.

Czy to prawdziwe, czy nierealne swą niezwykłością widzenie?

On tam, ja tu, między nami tyle słów, a łączy nas jeno milczenie.

Podejdź do mnie, miej odwagę złożyć wyznanie choć z bliska 

Nie jestem księżniczką z niedostępnego zamczyska.


Nie wypada już czekać, widać nieznajomy nieśmiały

I nie potrafi odważnie stawiać czoła romantycznej kabały?

Może mi się zdaje, może pierwej wskazana rozmowa

W której sprawa wyjaśniłaby się co do słowa?

Szkoda, słonko skrywa pospiesznie swe złocone lico

Przyjdę tu jutro, może oczy jego sylwetkę znowu uchwycą?

Wiem, jest mą wyśnioną bajką, jest tym jednym jedynym

Marzę, by się nie skończyła, wraz z zejściem słonecznej kurtyny.

Lecz słońce nie sługa, kresów nieba już dochodziło

Trzeba wracać, coraz bardziej  w oczy czerwienią raziło.

Och... nieznajomy, myślę o tobie jak o moim kochanku

Skradłeś mi serce, tyś Romeo, ja Julia stojąca na ganku.



Z parku miła nieznajoma wyszła ze zwieszoną głową

Jej myśli wciąż wokół nieznajomego kłębią się i toną

W domysłach, może to spotkanie to czary, pytań tyle

W głowie, może zostać powinna, dać mu szansę przez kolejną chwilę?

Wróci do parku jutro, wszak to sobie sama obiecała

I sobie i jemu do bliższego poznania, dać okazję chciała.


c.d.n. 

15 lutego 2024

Do Niej

O ty nieznajoma o nieznanym imieniu,

Ktoś ty, boginią jesteś, czy tkwisz jeno w mym widzeniu?

Co cię w to tak piękne miejsce sprowadza,

Kto trzyma nad twoim wdziękiem i urodą władzę?

Może to twojej urody bogaty miłośnik,

A może tylko zwyczajny zazdrośnik?

I jak księżniczkę w zaczarowanym zamku strzeże,

Którą przed ludzkim okiem bronią rycerze?

Powiedz, czyś ty powieści bohaterką smutnych?

Zdradź o Pani, dzieje twych losów okrutnych.

Mogę wybawicielem być, daj znak głowy skinieniem,

Rządź mną, rozkazuj Pani, służę swym ramieniem.


Patrzę zachwycony na ten rumieniec dziewiczy,

Na twe młode i piękne uśmiechnięte oblicze,

Wraz z kwieciem parkowym tworzysz cudo jaskrawe

Śmiej się , zgrabne strój minki, kontynuujmy zabawę.

Niech twoja uroda wiecznie me oczy pieści

Z twoich słów niech płyną ku mnie urocze treści. 

Przyznaj szczerze, czy aby nie jesteś wielką heroiną

Muzą sławnych poetów, nie, tyś prześliczną dziewczyną.

Moje uczucia już ku tobie biegną, jak cenna myśl ukryta

W sercu mym, jesteś różą śród innych rozkwitłą.

Chcę cię jak kwiat piękny, ustawić przed słońcem,

Byś w jego promieniach płonęła złotych barw tysiącem.


Myślę o tobie jak o wdzięcznej pasterce,

Zachodzę w głowę jakim cudem skradłaś me serce,

Tyle cudownych cech w tobie upatruję,

Marzę, i wciąż w myślach twoje imię odgaduję.

Zapewniam, że dla innych me serce nieczynne,

Żeby nie wiem jak były sprytne i zwinne.

Nimfo, czarodziejko, nie uciekaj, nie znikaj

Stój, czas niedobry dla mnie, miłe chwile połyka. 

Widzę cię, skrawek sukni, jeszcze wstążka pląsa leniwie

Widzę cię, och... ja ten wdzięczny widok pożeram chciwie.

Pani! Twoje imię! Jego głos brzmi nieco chrapliwie,

Była to jawa czy sen? Już po czarach. Już po dziwie. 


Odwrócił się i próbował odejść jak ona, gdzieś w siną dal

Zwiesił głowę, przystanął i zamyślił się, dawno zaszło słońce

A on wciąż błądził wzrokiem zamyślony i dalej tak stał. 


c.d.n.

9 lutego 2024

M o j a muzyka

Kiedy jadę

śpiewają koła

Patrzę przez okno

deszcz kroplami leje  

Gdy śpię

Moja muzyka mnie woła

Otwieram oczy

Świat się do mnie śmieje.


Kiedy idę

Mruczą pod stopami drobiazgi

Gdy przystaję

Odgłos jeszcze gdzieś się toczy

Nadstawiam ucha

Łowię muzyczne trzaski

Wyobraźnia pracuje

Nasuwa szereg tonów uroczych.


Kiedy siedzę

Każdy szelest ucho mami

Słucham

Nic takiego się nie dzieje

Jednak między dźwiękami

Czuję małe poruszenie

Jakby fala

Niesie nowe a to deszcz leje.


Kiedy leżę

I oczy mam zamknięte

Wabi mnie cisza

Silnym nad wyraz doznaniem

Wchodzę w nią

W jakieś wiraże zaklęte

Znów słyszę muzykę

Jest coraz bliższa i bliższa.


Kiedy stoję

Moja muzyka mnie otacza

Mocno

Jest we mnie i tuż obok

Wszędzie ją słyszę

Jest moim czułym nerwem

To krwi mojej potok

Jest tym co mnie osacza.


Moja muzyka mnie woła

Jadę idę siedzę leżę stoję

Woła mnie żyję

Jestem jej posłuszna

Cała się w nią stroję.

Moja

Muzyka

Mnie

Woła...

Słyszysz...? 

5 lutego 2024

K o c h a n e k

Gdy o tym myślę mam miłe dreszcze

bliskości z Tobą tak chciałabym

doświadczyć jeszcze.


To właśnie ten moment uczucia

tak specyficznie dojrzałego

boję się jego zepsucia.


Ostrożnie więc i delikatnie stąpam

po tej materii misternie utkanej

i w oczekiwaniu trwam.


Przeżywam milcząc w przestrzeń wpatrzona

przeszywam wzrokiem jej głębię

wiem jestem pragnieniem tym ogłuszona.


Może kawę wypijemy patrząc sobie w oczy

siedząc blisko na ławeczce

może kilka słów powiemy uroczych.


Gdy o tym myślę uśmiech powraca

i twarz łagodnie zdobi

jak promyk słońca całą mnie ozłaca.


Umówmy się wreszcie czas ucieka

otworzyłam się na to spotkanie

może przyjdziesz nie zwlekaj.


A gdy przyjdziesz oczu nie spuszczę

ani nie pomyślę czy wypada

uczucia do Ciebie na nowo się nauczę.


Wybacz powiem czuję się jak ze snu wyrwana

nieśmiałość bierze jednak górę

taka jestem zakłopotana.


Gdy o tym myślę mam rumieńce

stan mój skalę przebija

uczucie poskramia mękę.


O czym tak myślisz znajoma pyta

uśmiecham się i tajemniczo milczę

gdzieś tam głęboko snuje się miłość skryta. 

3 lutego 2024

Spadająca gwiazda

Widziałam gwiazdę jak spada

Chciałam wymówić życzenie

Nie zdążyłam, tak szybko uleciała

Malutkie zmartwienie.


Noc taka piękna była

Niebo gwiazd milionami znaczone

Wcale się nie zdziwiłam

Gdy zawiało, siedziałam szalem otulona.


Wpatrzyłam się w horyzont daleki

Hipnotyzował aż oczy piec zaczęły

Świat taki duży a wymaga opieki

Pomyślałam, wnet odgłosy nocy usnęły.


Cisza i ten wiatru podmuch

Wszystko takie nierealne się zdało

Chwila niedaleko dźwięk jakiś ruch

Gdzieś jakieś zwierzę ujadało.


Kolejna gwiazda ruszyła z Nieba

W daleką podróż ku Ziemi

Wyrazić życzenie nastała potrzeba

Nie, przecież życia mi to nie zmieni.


Czy aby naprawdę spadająca gwiazda

Zawsze ludziom szczęście przynosi?

Co innego znaczy gdy oderwie się od gniazda

Wbrew temu, co stara legenda głosi. 


Jednak łudzić się nadzieją

Rzecz ludzka nikomu nie szkodzi

Życzmy sobie niech cuda się zadzieją

Czyż w życiu nie o to nam chodzi? 

1 lutego 2024

M i ł o s n y

Jak kwiatek

Jak długie krucze włosy

Jak krótki i cichy trzepot

Skrzydeł motyla nad morzem

Szlochając w samotności

Wpatruję się w niebo.


Dziś jestem nostalgiczny 

Wciąż czuję miłość do Ciebie

A Ty ani drgniesz

Nie spoglądasz w moją stronę

Nie doceniasz mojego uczucia

Nie słyszysz wołania

Głos mój drży wiem

Ciebie nie ma.


Jesteś przeszłością

Moją tęsknotą

Moją pamięcią

Niespełnionym marzeniem

Moim pięknym kwiatem

Jak motyl delikatnym

Niezapisaną książką

Obrazem.


Mam szczęście

Że mogę pamięcią

Pisać Twój portret

Na mokrej szybie

W piasku pustynnym

W wietrze szalonym

Na niebie bezkresnym

Wszędzie.


Przenikam w przestrzeń

I patrzę

Wszędzie widzę Twoją twarz 

W białym kwiecie

W kruczych włosach

Innych dziewczyn

W skrzydłach motyla

W morzu samotności.


I płaczę za Tobą

Rozpaczam

Gdy mrok zabiera dzień

Gdy cisza ogarnia me serce

Łza toczy się po policzku

Wspominam... 

31 stycznia 2024

Poświęcenie

Nauczycielką być kochała

Przez to trudną drogę przeszła

Była twarda jak lita skała

Jej pora wkrótce nadeszła.


Ze wszystkich sił się starała

By w zawodzie pracować

W końcu awansowała

Nie miała czasu balować.


Sukces jeden za drugim

Świadczył o zaangażowaniu

Zaciągała życiowe długi

Nie było mowy o żadnym cofaniu.


Uczniowie jak nikt ją kochali

Bezgranicznie i bezwarunkowo

Przełożeni szanowali

Wiodła życie jak na nią bajkowe.


Niejeden uczeń zaczął ją przerastać

Satysfakcję murowaną miała

Ona i oni mieli talent i basta

Mimo to wielce skromną pozostała.


Mijały lata nic się nie zmieniało

Tak bywa praca dom dom praca

Nawet rodziny zakładać się jej nie chciało

Powtarzała, że to się jej nie opłaca.


Przyszła pora na odejście z zawodu

Nie mogła się z tym długo pogodzić

Wszak radość czerpała tylko z tego miodu

I co teraz będzie robić?


Poświęciła życie dla wyśnionej pracy

Nie miała na nic więcej czasu

No cóż, nie ma tu co kozaczyć

Musiała szybko wyjść z tego impasu.


Nie planowała jednak siedzieć w domu

Trzeba było znaleźć sobie jakieś miejsce

Znalazła, wśród takich jak ona seniorów

Nazwała to szczęściem.


Są tuż obok nas osoby takie jak ona

Dla jedynego marzenia gotowe poświęcić inne

I tak jak ona zawsze kochane i cenione

Pracują na ten szacunek solidnie. 

30 stycznia 2024

W b r e w porządkowi

Myśli biegną bezładnie

Jak się która nasunie

Bezładną mają składnię

Która, skłóca ich naturę.


Mają czas wędrować

Niczym się nie krępują

Mają czas generować

Sens, potem go budują.


Wędrują swoimi ścieżkami

Naznaczonymi a ja je spisuję

Na gorąco i zbieram łyżkami

Potem, lekko je podczesuję.


Czasem myśli się chwieją

Niekiedy koślawieją

Bywa że dziurawieją

Wątpią, lecz w końcu się precyzują.


Wtedy zdradzają swój sens

Głośno i wyraźnie

Z zachwytu wtedy drżę

Nie rzucam nimi, gdzie popadnie.


Nie wkładam też ich do szuflady

Nie porządkuję według alfabetu

Niektóre z nich czekają dekady

By, przybrać formę amuletu.


Pociąga mnie szalony nieład

Tak artystyczny w swej prostocie

Jestem w tym cała ponad

Rzecz tę, ujmując w istocie.


Wbrew porządkowi myśli zbieram

Czy zalecane to jest czy słuszne?

Ja się przy tym nie upieram

Nie cierpię z tego powodu, katuszy.


Wszak człowiek żyje po swojemu

I po swojemu swój świat układa

Nie musi układać go po bożemu

Ot, taka pod prąd słowna parada. 

29 stycznia 2024

S ł ó w k o do...

Iskierka prawdy się przyda

każdemu

Przybliża bowiem ścieżki 

nieznane

I z każdym krokiem odkrywa

odważnie

swe liczne krawędzie i brzeżki.


Rozprasza tajemny mrok

wiedzy

Zdziera z urojeń mgłę

białą

Z trudem naprawia wzrok

człowieczy

Ten wpada jak ziarnko w gęstwinę tę.


Twój świat ciemnością się otula

gęstą

Lecz Ty śnij dobrze snem 

spokojnego

Pozwól niech Twoja mądrość pohula

tuż obok

Niech nie obrośnie gęstym mchem.


Rozjaśnij świat mądrości iskierką

gorącą

Spraw by ścieżka znaną się

stała

Odkrywaj ją niech barierką

nie stanie

I przepędź wreszcie tę białą mgłę.


Świat i Wiedza wszak Twoimi są

Młody!

Słuchaj jak dźwiękami brzmią

wokół!

Nie depcz wartości bo niosą

dobro!

Nie depcz, bo znowu pójdziesz nogą bosą! 

28 stycznia 2024

C u d e ń k o

Kiedy się nagle pojawiam

Zachwyt świata wywołuję

Wtedy piórka na sztorc stawiam

Odważnie w wielu filmach występuję.


O kolorze swych piórek

Wspomnę nieśmiało tylko tyle

Że są kolorowe

Śmigam kochani, widzimy się za chwilę.


Lśnię w locie niczym promień

Wabię oko nawet ciuszkiem

Wdzięcznie łepek przechylam

Gdy o gałązki trę brzuszkiem.


I lubię pić soczek

Nie tylko z kielicha

Pomaga mi długi dziubek

Więc na pyłki nie kicham.


Błyskotka żadna ze mnie

Zapewniam nic z tych rzeczy

Każdy może mnie spotkać

Gdy spotka, nie zaprzeczy.


Estetycznie i szybciutko

Skrzydełkami macham

Wtedy w powietrzu równiutko

Wiszę i haustem życia się sztacham.


Rzecz w tym moi drodzy

Że jestem tyci tyci taki

Tyci, ale jakże śliczniutki

Jak inne w moim świecie nieboraki.


Wiedz, że gość wyjątkowy ze mnie 

Rzadko spotykanej urody

Niejeden zazdrośnik przy mnie blednie

Chętnie z takimi fruwam w zawody.


Zgadnij kim jestem

Drogi przyjacielu

Podpowiedź ukryta 

W słowach niewielu.  

25 stycznia 2024

Ludzki l o s

Tak bardzo zapętla się wciąż

Tak kolorową serpentyną wije

Jeden drugiego zabija mąż

Za coś co potem niczyje.


Bogactwa za brudny szmal

Zbierane bez opamiętania

Tak goni nie patrząc w dal

Nie czując własnego miotania.


Moment w tym pędzie szalonym

Ot... na sekundę przystaje

I Ty przystajesz zdziwiony

Poznajesz? Tylko się tak wydaje.


Zawsze kogoś zadziwia

Choć zadziwienie trwa latami

I tak wzrok obrazek przekrzywia

I błądzi pomiędzy pętlami.


Czas wolniej tu nie działa

Na jego jakość nie ma wpływu

To jest jak myśl jak pewna stała

Wyglądająca  zza szkiełka obiektywu.


Los tyle szczęścia mi darował

Czy przez to jestem mądrzejsza?

Ooo... dar pięknie się uchował

Lecz ścieżka nie stała się równiejsza.


Życie i świat to żaden raj

I każdy z nas wie od początku

Nieważne kogo jest ten kraj

Los rzuca nami bez wyjątku.


Nie zawsze można ciężar unieść

Bogactwa czy popularności

Pycha i  e g o mogą zwieść

Kłamać o życia atrakcyjności. 


Pijanym ze szczęścia krótko się bywa

Otwierasz oczy i co postrzegasz?

Że obietnica to tylko zgrywa

A szczęście chwilami tylko miewasz.


Los nieskończenie szyki miesza

Wciąż barwną się serpentyną wije

Bywa odwrotnym odbiciem flesza

Prowadzi w mrok, gdzie dusza gnije.


Lecz zdarza się że słońce przyświeca

Rozjaśnia mrok i ścieżkę życia

Nadzieję w sercu promykiem wznieca

Uśmiech? Ot i element odkrycia.  

22 stycznia 2024

Ż y c i e

To co się nam przydarza - wokół

To że się śmiejemy razem

To że spacerując o zmroku

Wiesz, że to co wokół jest drogowskazem.


To co określamy - szczęściem

To że szczerze w nie wierzysz

To że z każdym w nie wejściem

Wiesz, że nie można go zmierzyć.


To co zwiemy - mądrością

To zdobycz nad zdobycze

To całość zwana wartością

Wiesz, bo tak sobie życzę.


To co w nas - cierpliwość

To z czym się mierzymy

To coś czego nigdy dość

Wiesz o tym, mimo że sami przeczymy.


To co w głębi - współczucie

To dar niewielu znany

To nie nadaje się do szczucia

Wiesz, bo jest nam tylko raz dany. 


To czym się delektujesz - życie

To coś cenniejsze od złota

To nie tylko jałowe gnicie

Wiesz, to najsmaczniejsza pychota.


To co już znasz - przeszłość

To obciążenie

To co tu przeżywasz - teraźniejszość

To ciągłe żmudne dążenie

To co cię czeka - przyszłość

To twoje wyobrażenie

Wiesz, że to co nastąpi to przyszłe zmartwienie? 

8 stycznia 2024

W i a t r

Chciałabym być jak wiatr  

Mogłabym hulać tu i tam 

Po świecie

A co 

Ot tak gdzie popadnie.


Szybowałabym raz w górę raz w dół

Byłabym burzą

Trąbą powietrzną

A co

Wachlowałabym twarze składnie.


Ślizgałabym się po szczytach gór

Głaszcząc ich stoki strome

Frunęłabym lekko 

A co

Szturchałabym drzewa  zgrabnie. 


Huraganem bym była

Co losem ludzi rządzi

Przeganiałabym zło 

A co

Niech szczęścia ciut na nich spadnie.


Wirowałabym i tańczyła

Aż do utraty tchu

Zagłuszyłabym krzyk i łzy

A co

Niech dusza wyrzuci swe wyznanie.


Wietrze nie żałuj mi swych skrzydeł

Podaruj je choć na chwilę

Niech raz spojrzę z góry

A co

Może twój dar przerwie me  łkanie.


Chciałabym być jak ty mój wietrze

Świat wtedy należałby do mnie

Ogarnęłabym go ramionami

A co

Może dostrzegłby moje staranie?