On do niej woła ona go unika
Zaklina zapewnia słowo się wymyka
Chce z nią uczucia swe wiecznie podzielać
Chce, swoją duszę w jej duszę przelać.
Słów nie potrzeba uczucia rozdrabniają
Bywa że czasem drugą stronę zniechęcają
Bywa że nim jej serce swą treścią dościgną
Wietrzeją, w pół zdania jak lawa stygną.
On woła że kocha ona smutna i gniewna
On mówi wyraża miłość melodią śpiewną
Leci jak w letargu nie widząc sposobu
By dotrzeć do niej, czuje nie uniknie grobu.
Zmęczył usta i język bez potrzeby używał
Czy na pewno chciała by u niej bywał?
Czy dobrze robił kochając dni i lata
Zapewniając, że będzie tak do końca świata?
Ona nieczuła jak zaklęta w głaz Niobe
Chce mnie poddać kolejnej probie
A on rozmawiać chciał z nią serca biciem
Otwarcie, a nie tylko wzdychać skrycie.
Chętnie złączyłby usta swe z jej ustami
O miłości zapewniał pomiędzy całowaniami
Chętnie los swój złączyłby z jej losem
Och.. jego słowa nie są czczym patosem.
Ona zwiesza głowę i w dal długo patrzy
Dla niej to niepotrzebny teatrzyk
Kocha innego tak wyznać to trudno
Bo, nie chce w jego oczach wyjść na obłudną.
A może zdoła obydwu pokochać
Serce ma pojemne zatem po co szlochać
Mówi mu co myśli ten z radości klęka
Mój Boże... skończyła się męka!