Kłóci się kontrabas ze skrzypcami
Które smyczki lepiej igrają walcami
Duży małemu nie chce dać pola
I krzyczy na salę co za samowola.
Małe nie chcą być dużemu dłużne
Skrzypią twój wysiłek jest próżny
Mój smyczek walcom elegancki daje ton
Twoje druty ryczą niczym rdzawy dzwon.
Mój smyczek tańczy niczym baletnica
Lekko struny dotyka ta śpiewa jak ptica
Tak płynie tak frunie jak na niebie chmurka
Twoje struny mój basie są jak ze sznurka.
Kontrabas obrażony na te insynuacje
Z dolnej nuty uderzył i ruszyły wibracje
Całe pudło zadrżało gryf jak ślimak się zwinął
I ze strun instrumentu odpowiedzią wypłynął.
Co ty sobie myślisz pchełko bałamutna
Skończ swoją melodię jest prosta i nudna
Jestem duży solidny wszędzie na salonach gram
Ja roztaczam czar i lepszy od ciebie daję szpan.
Tej kłótni wytrzymać nie może pianola
Cisza proszę państwa albo do przedszkola
Żadne z was nie ma prawa do pierwszeństwa
Czas najwyższy ukrócić te wasze szaleństwa.
Na każdym koncercie ton każdemu z was ja nadaję
To dzięki mnie na koncertach wiwat nie ustaje
Jesteście kwiatkiem do mojego kożucha
Duży przeproś natychmiast tego malucha.
Pianola i dwoje kłótników skłonili się sobie
Odłożyli na później swoje drobne fobie
Cisza nastała w przepięknej lustrzanej sali
Koncert nad koncertami dano jak się chwali.
Wiwatom końca nie było i ja tam byłam
O tak pięknym koncercie nawet nie śniłam.