Na Twój rozkaz wiatry wieją
Od lądu do morza
Ze strachu drzewa się chwieją
Konary padają jakby od noża.
Widziałam Twe szczyty
Śmiało sięgające słońca
Jak niczym nieokrzesane byty
Prują chmury aż do końca.
Wiem jak ciemną jest Twa głębia
Groźną i mściwą dla nieprzyjaznego gościa
Co z chorą żądzą niszcząc Twoje trzewia
Spala wszystko aż do kości.
Po cóż człowiekowi wiedza
Kiedy z niej nie korzysta
Niech zatem sen z powiek mu spędza
Myśl że to jego ziemia ojczysta.
Wiem Puszczo jaka żeś piękna
Zieloną niepospolitą urodą
Gotowam to głosić chętnie
Twe trwanie będzie dla mnie nagrodą.
Puszczo moja masz me uwielbienie
Masz moją wierność po czasu kres
Niech słowo miłość swym brzmieniem
Wzrusza każdego do łez.
Puszczo jesteś jak zdrowie
Jesteś jak oczekiwany lekarz
Jesteś szczęściem każdy to powie
Nawet gdy na niego nie czekasz.
Przyszłam skłonić się Tobie
Ciepłą dłonią uczucia me rozdać
Twój szum tak myślę sobie
To zgoda by jeszcze chwilę zostać.