25 listopada 2025

Z i m a

Gdy już przywiozą ją chmurki puszyste

Gdy wszędzie zadomowi się zamaszyście

Gdy bieli kolorem zamaluje świat

Jestem z nią z serca za pan brat.


Dostaję wtedy jakowegoś bzika

Dorosła ma powaga gdzieś po kątach znika

Jakaś dziecięca fantazja w głowie pstryka

Na świat wypuszczając zimowego dzika.


Nie żeby mnie lato zmęczyło

Że słonko za bardzo na plaże nęciło

Od zawsze miałam w sobie coś takiego

Co gnało mnie do wszystkiego białego.


Tak zawsze działa na mnie piękna Zima

Nawet gdy mróz ostry świat w szponach trzyma

Ja idę jej naprzeciw pokonuję szczyty

Czubato zasypane Natury cud byty.


Wolno wtedy stąpam niczym zwierz dwunożny 

Przekraczam ustępy szczeliny ostrożnie

Staję i podziwiam wdycham i czuję

I nic i nikt mi tej chwili nie psuje.


Napawam się chwytam każdy szczegół

Notuję w pamięci wzór drobinki śniegu

Oczy szukają co piękniejszych wrażeń

I zapisują wszystko na długiej liście marzeń. 

13 listopada 2025

Z a d u m a

Cisza zupełna nad polaną

Powoli zdobywaną przez dywan liści

Złotą jesienną barwą ulaną

I promieniami słonecznych kiści.


Niezupełna to cisza

Bo szelest jednak słychać

Każda taka chwila milsza

Gdy w zadumie wzdychasz.


Idziesz krok za krokiem

Czujesz nastrój chwili

Scalasz się z Parku mrokiem

Inni o tej chwili śnili.


Śpią teraz pod liści całunem

Wspomnieniem zostali dla mas

Które czczą Ich swoją zadumą

Kolejny rocznicowy raz. 

4 listopada 2025

NIE pamiętam

Już nic nie pamiętam

Z tych obietnic Twoich

Chyba było ich niewiele

W cierpliwość musiałam się zbroić.


Nie pamiętam dni pogodnych

Ni uśmiechu na twej twarzy

Miłych chwil choćby przygodnych

Coś tak mi się jak we mgle jarzy.


Przeszłość z Tobą nijaka była 

Jak papier więc ją zmięłam

Czasami coś między nami skrzyło

Jednak i to ucięłam.


Nie obiecywałeś mi niczego

Nie miałeś takiej potrzeby

Grałeś kogoś mi bliskiego

Jednocześnie uciekałeś w swój niebyt.


Mówiłeś ofiaruję Ci siebie

To nic w porównaniu do złota

Myślałeś że za to Cię wielbię

Nie widziałeś jak się w tym miotam.


Lata minęły wspomnienie zostało

Strata czasu to była czy lekcja

Dzisiaj jestem osobą już dojrzałą

I chwilami taka mnie dopada refleksja. 

31 października 2025

Ś w i a t

Stoję i patrzę czas jakby się zatrzymał 

W prawdziwym świecie Natury

Nieważne jakby to ktoś nazywał

Wszędzie widzę zielone lasu marmury.


Wszędzie porządek wszystko na miejscu swoim 

Tu drzew szereg tam ścieżki przeurocze

Pióropusze paproci dwoją się i troją

W oddali na polanie bocian wiosennie klekocze.


Sady pełne jabłoni drogi kaliną usłane

Gdzie spojrzeć krzaki róż urodą nęcą

Tuż obok słoneczniki jeden w drugi dobrane

Patrzą w słońce zgrabnie główkami kręcąc.


Widzę też ptaki jak kochają wolność

Jak radośnie wydają z siebie dźwięki życia

I dziękuję im za tę ich hojność

Za możliwość razem z nimi tu bycia.


Kocham ptaki żyją jakby bez trosk

Latają ścigają się pod błękitem nieba

Z góry na świat patrzą kieruję mój wzrok

I widzę świat ich oczami więcej nic nie trzeba.


Gdy wieczór mgłą otula miejsce miłe

Otoczenie jak ludzie w sen spokojny zapada

Pewne że jutro słonko znowu choć na chwilę

Zajrzy da znać że zaczyna się kolejnego dnia ballada.


Czuję że jestem cząstką tego przecudnego świata

Że jutro znowu przyjdę popatrzę posłucham

Poczuję Naturę i świat z góry jak ptak oblatam

Ludziom z daleka skrzydłami radośnie pomacham.


Świat swym żywiołem przepełniony

Świat jeszcze do końca nie odgadniony

Przyciąga budzi wzrusza emocjami spieniony

Jest mój taki właśnie przeze mnie dostrzeżony. 

23 października 2025

Z ochotą

Z ochotą chadzam piechotą

Gdy aura grozi słotą

Z domu wychodzę po to

By zgrabnie wskoczyć w błoto

Co robię z uroczą prostotą.


Z ochotą dzielę się robotą

Która jest moją Golgotą

Mej natury lenistwo istotą

Skazą a nawet brzydotą

Mówią że jestem niecnotą.


Świat niespełnioną tęsknotą

I szczęściem i małą zgryzotą

Jestem w nim biedną sierotą

Taką małą lichotą

Często darzoną pieszczotą.


Jednakże serce jest moją cnotą

Dobrocią okryte jak jaką kapotą

Nie gardzę biedotą ani niemotą

Nikim nie gardzę żadną tępotą

Gardzę jedynie ludzką głupotą.


Żyję i jestem taką ślicznotą

Co każde słowo zamienia w złoto

Wszędzie się szwendam nawet spiekotą

Przepiękny dzień nazywam sobotą

A naleśniki ulubioną pyszotą.


Jak dziecko świat chłonę z ochotą

Z taką dziecinną naiwną drętwotą

Skłonnością niewinną ciągotą

Do bycia natrętną despotą

Z pytaniem a po co to po co.


Z ochotą więc każdą porą złotą

Naprzykrzam się wszędzie aż mnie wymiotą. 

21 października 2025

Mój Pamiętniku

Wspomnij te czasy

Gdy odwiedzałam lasy

Kolorem liści ubrane

Ich drobne gałązki urwane

Wiatrem się nimi bawiącym

Mimo to cudne ich piękno sławiącym

Nieustająco w gór szczytach

Płynące nad nimi echo w zachwytach

I wspomnij Pamiętniku te góry

Które odwiedzałam nawet w czas ponury

By żadna chwila mi nie umknęła

Pomnij jak do nich lgnęłam

Jak podziwiałam chmury w kształcie smoka

Nie omijałam żadnego obłoka

By się nasycić by nie uronić

By mieć okazję im się pokłonić

To było kiedyś dziś srebro na głowie

Dziś mogę tylko wyznać podziw w mowie

Którą przyjmujesz Pamiętniku drogi

Nie krytykując rym jakże ubogi. 

8 października 2025

P o r t r e t

Gdy biorę pędzel do ręki

mam jego wyobrażenie

znam każdy szczegół

a mimo to waham się

czy w ogóle zacząć malować.


Waham się zazwyczaj długo

ponieważ czekam na coś

co zmotywuje mój pędzel

do kreślenia linii

wzmacnianych uczuciem.


Waham się by nie popełnić błędu

bo nie chodzi tu o modela

zawsze bowiem chodzi o mnie

to nie modela duszę odsłaniam

płótno kryje moją własną.


Gdy już zapełnię obraz kolorami

gdy portret jest skończony

kolejny raz zastanawiam się

czy jest sens go wystawienia

wszak odkrywam sekrety swojej duszy. 

4 października 2025

K r a j o b r a z

Spoglądam wczesnym rankiem w dal

Po horyzont się ciągnącą

Widzę nad polami srebrzysty mgły szal

Aż zrobiło mi się gorąco.


Cudo przede mną się pokazało

Jakby sprawną ręką malarza stworzone

Paleta kolory odważnie rozsypała

Dając ziemi przepiękną ochronę.


Cudny las śmigłym pędzlem zaznaczony

Dominował drzew szczytami

Których liście słońcem złocone

Lśniły niczym muśnięte deszczu kroplami.


Mgła opadając inne cuda ujawniała

Nieśmiało i leniwie się płożąc

W jednych miejscach gęstniała

Inne okrywała zwiewną kołderką drżąc.


Patrzę i bez słów zachwyt wyrażam 

W ciszy by nie zakłócać piękna spokoju

W myślach też sobie powtarzam

Odchodząc pozbawiam się wyjątkowego nastroju.


Jednak wrócę... 

23 września 2025

PUSZCZO M O J A

Na Twój rozkaz wiatry wieją

Od lądu do morza

Ze strachu drzewa się chwieją

Konary padają jakby od noża.


Widziałam Twe szczyty

Śmiało sięgające słońca

Jak niczym nieokrzesane byty

Prują chmury aż do końca.


Wiem jak ciemną jest Twa głębia

Groźną i mściwą dla nieprzyjaznego gościa

Co z chorą żądzą niszcząc Twoje trzewia

Spala wszystko aż do kości.


Po cóż człowiekowi wiedza

Kiedy z niej nie korzysta

Niech zatem sen z powiek mu spędza

Myśl że to jego ziemia ojczysta.


Wiem Puszczo jaka żeś piękna

Zieloną niepospolitą urodą

Gotowam to głosić chętnie

Twe trwanie będzie dla mnie nagrodą.


Puszczo moja masz me uwielbienie

Masz moją wierność po czasu kres 

Niech słowo miłość swym brzmieniem

Wzrusza każdego do łez.


Puszczo jesteś jak zdrowie

Jesteś jak oczekiwany lekarz

Jesteś szczęściem każdy to powie

Nawet gdy na niego nie czekasz.


Przyszłam skłonić się Tobie

Ciepłą dłonią uczucia me rozdać

Twój szum tak myślę sobie

To zgoda by jeszcze chwilę zostać.