26 kwietnia 2024

Żartobliwa ballada o poranku

Ani wieczorem, a nawet rankiem wczesnym 

Wcale Go już nie widuję,

A czas ucieka, między palcami się pruje,

Ja cierpliwie wciąż Go oczekuję.


Tymczasem do Niego interesantów sznurek

Stoi pod wielkimi domu drzwiami,

Ja za Niego od nich biorę burę,

A On za ścianą flirtuje z trzpiotkami.


Po śniadaniu dzieci do szkół odprawiam,

Interesantów rozmową zabawiam,

Radio za ścianą za głośno gra,

Moje nerwy pękają w szwach.


A On, On dalej trzpiotkami zajęty,

Muzyka rozrywa świat na strzępy,

Interesanci u progu stoją

W wołaniu męża dwoją się i troją.


To nie poranek, to jakieś igrzyska,

Ś‌wiat do mnie krzyczy na różne sposoby,

Za oknem ciemnieją chmurzyska,

A mnie kompletnie odjęło mowy.


Interesanci już sobie dawno poszli

Wzburzeni na pana Męża.

Dość tego postanawiam wzniośle

I do rąk biorę postanowień oręża.


Idę, pukam do drzwi pokoju, 

A tam cisza jak zasiał makiem,

Nikogo, ani Jego ani żadnej dziewoi,

Tylko kot na fotelu zwany Cudakiem.


Ani wieczorem, ani nawet rankiem wczesnym

Gdzie podział się Mąż a nawet dzieci?

Czy to działa moja wyobraźnia bezkresna

O Rodzinie? Niech mnie ktoś wreszcie oświeci! 

24 kwietnia 2024

D z i e ń

W dzień wypełniony słońcem

Młode pszczoły krążą nad łąkowym kwieciem

Turysta wędruje górskim szlakiem

Dzieci bawią się na podwórku


Wróble ćwierkają na gałęziach

Gospodyni czerpie wiadrem wodę ze studni

W dzień wypełniony słońcem

Kobiety spacerują pod parasolkami


Bezdomny siedzi w swoim kartonie

Ulice tętnią gwarem ludzkim

Nieopodal zaułka stoi koń

Przechodzień obserwuje słońce


Aż po horyzont czyste niebo

Pan z Panią śmieją się do siebie

W dzień wypełniony słońcem

Zegar leniwie odmierza czas


Dopóki słońce świeci z góry

Dopóki wróbel ćwierka na rynnie

Dopóki dzieci są wesołe

Nikt nie myśli o końcu dnia


Tylko bezdomny mruczy coś pod nosem

Mruczy bo nie ma innego zajęcia

Powiada przewiązując sznurówki butów:

Dzień skończy się tak samo jak wczoraj. 

19 kwietnia 2024

O d d a n i e

Powierzam Tobie mnie całą

Zerwij mnie jak zrywasz liście

Może do tego przywyknę

I może Ciebie przeniknę?


Może się z Tobą oswoję

I ogarnę zachłannie całego

I powiem Ci coś miłego

Kochanie moje.


Obsyp mnie róż pąkami

Obdaruj pięknymi słowami

Oddałam Ci się cała

Nie jestem już taka nieśmiała.


Przywyknąć tylko nie umiem

Wybacz ogarnę się i zrozumiem

Że to co mi powierzysz

Na wieki do mnie należy.


Zapewniam, już się nie boję

Kochanie moje! 

15 kwietnia 2024

W i e k

Ile masz lat Kochana koleżanka pyta

Ciekawość myślę może zwykła niewiedza

Zdradziłam przecież liczba nie jest skryta

Jednak w kompleksy wpędza.


Wiek to liczba tylko w głowie siedzi

Za bardzo się nią nie przejmuję

Znajoma o swej liczbie niewyraźnie coś cedzi

Pytana o wiek parę lat sobie odejmuje.


Wszystko zależy kto i jak na nas patrzy

Czy widzi nas młodszą czy starszą nieistotne

Na samą myśl jedna z drugą aż drży

A przecież wiek to pojęcie tak ulotne.


Nie ma potrzeby wieku ukrywać

Ważne jak się dzisiaj czuję

Szkoda czasu się męczyć i tak starać

Niepotrzebnie płeć nasza z wiekiem się biczuje.


Dla jednego brzydula dla innego cud świata

Każdy swoje ma kryterium postrzegania

Nie kłamie tylko urodzenia data

Niczego już nie musi i do udawania nie nakłania.


Na upływ czasu wpływu nie mamy

Wygląd stary czy młody co to za różnica

Bądź młoda Duchem nie patrz na zmiany

Mrzonka o młodości czyniona po próżnicy. 

8 kwietnia 2024

W i e c z ó r

Cisza, zdaje się tą chwilą tajemną i ponurą

Jak przed burzą, gdy niebo zakrywa się chmurą

Ciemną i ciężką dając znak światu,

Że oto nadchodzi groza niespotykanego formatu.

Wydaje się, że zaraz z nieba jasny grom świśnie

I że tuż za nim jedna z błyskawic błyśnie,

Ale nie, zajaśniało coś w dali na horyzoncie,

Potem drugi raz i trzeci, tuż przy lasu froncie

I rozbłysło się po niebie barwą złotych promieni

Cudownych, ludzie stali i patrzyli zadziwieni

Widokiem, zasiedli w miejscach wyłożonych murawą

Urzeczeni siłą Natury, jej zaskakującą postawą.


Cisza, zdaje się, że całe niebo zaczyna się zniżać

Do ziemi, a czarowna chwila zaczyna się wydłużać,

Aż jedno i drugie skryło się za zasłoną ciemną

Jak para kochanków, rozpoczynająca grę tajemną.

Nagle do uszu słuchacza dochodzą dziwne szmery i dźwięki,

Jakieś dalekie i bliskie odgłosy, nieznane jęki i kwęki.

Ucho ludzkie zaczyna rozróżniać tysiąc leśnych gwarów,

Lot owadów, chrzęst gałązek, a nawet bzyczenie komarów.

Szum liści, musze szmery, a nieopodal kwietnej łąki

Wzięły się ostro za łby dwa czarne tłuste bąki.

Wieczorny koncert w parku ogłoszono jako rozpoczęty,

W taki oto sposób jego mieszkańcy stroją swoje instrumenty.


Mrok coraz bardziej swą czernią spowijał okolicę,

Latarnie zaczęły blado oświetlać przyparkowe ulice,

Zazdrosny księżyc swoją srebrną latarnię zapalił

I wypłynął zza drzew i ziemię swą poświatą ogarnął.

Tak oto niebo z ziemią objąwszy się w ramiona

Trwają w uścisku blaskiem księżyca posrebrzone.

A tuż za nim jedna gwiazda, potem jeszcze druga

Mignęła, a za nimi już i milion gwiazd na niebie mruga.

Nadano im imiona, przyznano wielkie znaczenia

By wędrowiec uniknął na ziemi i na morzu błądzenia.

Bo znając na pamięć imię każdej gwiazdy

Mógł wskazywać palcem cel podróży i drogę ich jazdy. 


Nagle kolejna rozbłysła niczym kometa wielka

Zaczęła sunąć po niebie jak po szybie deszczu kropelka.

Zaczepiała inne tworząc z nich jakby klucz ptaków

I leciały nie bacząc, że tworzą nową linię szlaków.

Widok niespotykany, w niejedną historię się wpisywał,

Ten wie, kto często nocami w parku przebywał.

Tymczasem wieczór w głęboką noc się zmienił

Chłód swą ostrością siedzących jak batem zdzielił.

Wiatr wzmagał się, napędzał ciężkie od deszczu chmury

Każdy z mieszkańców parku chował się jak mysz do dziury.

Skończył się ciepły wieczór, nawet gwiazdy znikły z nieba

Pod ciężarem kropli zaczęła wilgotnieć gleba.


Cisza nocna tajemnie i ponuro opanowała świat cały

Zgasły gwiazdy i latarnie, tylko liście drzew drżały

Gdzieniegdzie, chłodnym letnim wiatrem poruszane

Leniwie szumiąc jakby na coś nadąsane.

Wraz z wiatrem kolejna chmura nadpływa wilgotna

Zapowiadając, że noc będzie dzisiaj chłodna i słotna.

Lecz po każdej burzy słońce wschodzi niezmiennie

I zaczyna dzień kolejny jak zawsze promiennie.

A po dniu gorącym wieczór znowu otuli świat chłodem

I znowu Natura obdarzy nas ciekawych zdarzeń korowodem.

Był i gwar wieczorny i chwila ciszy, taka, aż powietrze stało

Spięte i dziwnie milczące, jakby na coś nowego czekało. 

29 marca 2024

Ś W I Ę T A WIELKANOCNE



               DZIELĄC SIĘ JAJECZKIEM 

             PRZY ŚWIĄTECZNYM STOLE              ZASTANÓWMY SIĘ KOCHANI 

                       PRZEZ CHWILĘ: 

           CO JEST NAJWAŻNIEJSZE NA  TYM ŚWIECIE? 

       ŻYCZĘ WAM I WASZYM RODZINOM: 

MIŁOŚCI – ALE DO BLIŹNIEGO 

    WIARY – ALE BEZGRANICZNEJ 

    SERCA – OTWARTEGO I NASTROJU...                           DUCHEM ŚWIĄT PEŁNEGO. 


WSZYSTKIEGO DOBREGO KOCHANI! 

21 marca 2024

Interview

On do niej woła ona go unika

Zaklina zapewnia słowo się wymyka

Chce z nią uczucia swe wiecznie podzielać

Chce, swoją duszę w jej duszę przelać.


Słów nie potrzeba uczucia rozdrabniają

Bywa że czasem drugą stronę zniechęcają

Bywa że nim jej serce swą treścią dościgną

Wietrzeją, w pół zdania jak lawa stygną.


On woła że kocha ona smutna i gniewna

On mówi wyraża miłość melodią śpiewną

Leci jak w letargu nie widząc sposobu

By dotrzeć do niej, czuje nie uniknie grobu.


Zmęczył usta i język bez potrzeby używał

Czy na pewno chciała by u niej bywał?

Czy dobrze robił kochając dni i lata

Zapewniając, że będzie tak do końca świata?


Ona nieczuła jak zaklęta w głaz Niobe

Chce mnie poddać kolejnej probie

A on rozmawiać chciał z nią serca biciem

Otwarcie, a nie tylko wzdychać skrycie.


Chętnie złączyłby usta swe z jej ustami

O miłości zapewniał pomiędzy całowaniami

Chętnie los swój złączyłby z jej losem

Och.. jego słowa nie są czczym patosem.


Ona zwiesza głowę i w dal długo patrzy

Dla niej to niepotrzebny teatrzyk

Kocha innego tak wyznać to trudno 

Bo, nie chce w jego oczach wyjść na obłudną.


A może zdoła obydwu pokochać

Serce ma pojemne zatem po co szlochać

Mówi mu co myśli ten z radości klęka

Mój Boże... skończyła się męka!